Praca na lonży z młodym koniem część 3

69352259_391989864847836_8584493937882824704_n

Fot. Kinga Karolina

Ten post zacznę od pytania pewnej amazonki, na które natknęłam się w internecie: „problemem jest młody wałaszek, który parę dni temu po raz pierwszy przyjął jeźdźca. lonżuję chłopaka codziennie po jakieś pół godziny na obie strony w stępie i kłusie, a potem wsiadam. dodam, że sam nie ma żadnych oporów z chodzeniem na lonży. kiedy tylko pojawiam się na grzbiecie młody odmawia wszelkiej współpracy. obserwuję go podczas wsiadania i kiedy już na nim siedzę. jest spokojny i rozluźniony, nie wykazuje żadnych oznak niepokoju czy dyskomfortu. bez problemu stępuje za osobą prowadzącą, ale kiedy tylko próbuje się go „wygnać” na koło momentalnie odmawia współpracy. staje jak wryty, kręci się w kółko, bądź wrzuca wsteczny. dodatkowym problemem jej agresywne odpowiadanie na łydkę. koń kładzie uszy, zarzuca głową, a nawet kopie pod siebie. przy codziennych zabiegach nie ma problemu z akceptacją dotyku o różnym stopniu nasilenia w miejscach gdzie przylega łydka. to oczywiście uniemożliwia nawet próbę samodzielnej jazdy, bo nie jestem w stanie ruszyć z miejsca. zachęcenie go do ruchu poprzez podstawienie innego konia przed nos również nie poskutkowało. próbujępróbuję na własne sposoby wykluczyć ten problem, ale może ktoś już wcześniej miał do czynienia z takim przypadkiem i podzieli się ze mną swoim doświadczeniem”(pisownia cytatu oryginalna).

Mam wrażenie, że niewielu jeźdźców rozumie, że praca z koniem na lonży nie jest tylko po to, żeby zwierzę się wybiegało. Praca z ziemi, szczególnie z młodym wierzchowcem, powinna być przede wszystkim pracą szkoleniową. Odpisałam amazonce: Piszesz o pracy na lonży z wałaszkiem a ja się zastanawiam czy podczas pracy z ziemi nauczyłaś go rozumieć sygnały jeźdźca dawane łydkami? Większość młodych i dopiero co zajeżdżanych koni reaguje na łydki jeźdźca uciekając od ich działania. I na tej reakcji bazuje potem cała praca łydkami z podopiecznym. Zdarzają się jednak osobniki, które nie uciekają od łydki do przodu. Nie rozumiejąc znaczenia ich działania, nie rozumiejąc, że niosą one przekaz „idź”, uciekają od ich nacisku w tył albo go ignorują. Czasami reagują złością i agresją. Problem można czasami rozwiązać bardzo prostym ćwiczeniem. To po prostu chodzenie i bieganie z koniem, tuż obok niego („ramię w ramię”). Chodzenie i bieganie z przejściami. Z tym, że ruszanie i przejście do wyższego chodu koń musi wykonać w odpowiedzi na działający bacik. Bacik powinien działać na zad, a potem na bok kłody (w miejscu działania łydki). Koń uczy się przez skojarzenia. Powinien być w związku z tym chwalony i nagradzany za prawidłową reakcję. Właśnie o takiej pracy podczas wspólnego chodzenia pisałam w poprzednim poście. O umiejętności chodzenia według zrozumiałych wskazówek człowieka.

Umiejętność konia chodzenia obok swojego opiekuna jest koniecznym wstępem do nauki korygowania ustawienia ciała zwierzęcia. Musi to być chodzenie w równym rytmie i tempie, bez wieszania się na wodzach czy uwiązie, chodzenie bez pchania i przepychania opiekuna całym swoim ciałem. Musi to być ruszanie zwierzęcia na delikatny i zrozumiany przez niego sygnał, a nie ucieczka przed nim. Musi to być zatrzymanie i przejście do niższego chodu w reakcji na zrozumiany przez konia sygnał, a nie w reakcji na zadanie bólu zaciągniętymi wodzami czy uwiązem.

Pisałam też w ostatnim poście, że osoba lonżujaca musi kierować zadem podopiecznego podczas jego biegania po kole. Czasami opiekun musi z bliska wskazać miejsce na ciele, którego ustawienie zwierzę musi skorygować. Musi pokazać z bliska, bo inaczej koń nie zrozumie w jaki sposób ma wykonać takie ćwiczenie. Człowiek bez bliskości przy wspólnym chodzeniu nie jest też czasami w stanie ocenić czy podopieczny prawidłowo wykonał polecenie korekty ustawienia ciała. Dotykanie bacikiem czy ręką miejsca na ciele konia jest nieodzownym elementem nauki wspólnego, ludzko – końskiego języka. Nieodzowne do budowania języka porozumienia jest wyczuwanie z bliska reakcji odchodzenia wierzchowca od sygnału albo jego napierania na sygnał.

Często do pracy edukacyjnej z młodym koniem potrzebna są dwie osoby. Zdarza się na przykład, że młodziutki wierzchowiec w ogóle nie chce odejść od człowieka i wejść na duże koło wokół niego. Takie namawianie go do wykonania ćwiczenia wejścia na koło z dala od opiekuna, młode zwierzę może traktować jak odganianie. Może traktować jak karę za niezawinione „zbrodnie”. Oczywiście można strzelać z bata, straszyć zwierzę a nawet zadawać ból i niejednokrotnie przyniesie to oczekiwany efekt wejścia na duże koło. Ale oprócz odejścia od człowieka i wejścia na to koło przyniesie też uszczerbek na psychice zwierzęcia. Nauczy go, że człowieka należy się bać. Nauczy, że poleceń nie trzeba rozumieć tylko wykonywać dlatego, że przynoszą ból i są źródłem strachu. Koń, wykonujący takie polecenia, będzie biegał nerwowo, chaotycznie, bez równowagi i możliwości regulowania tempa i rytmu chodu.

Koń, który nie chce odejść od opiekuna potrzebuje bardzo precyzyjnego tłumaczenia, że praca na lonży to nie gonienie za karę tylko ćwiczenie, że odległość długości lonży od opiekuna to nadal bliskość. Trochę inna bliskość, której trzeba się nauczyć i zaakceptować. Precyzyjne uczenie polega na tym, że jedna osoba stoi po środku koła jako lonżujący. Druga osoba idzie obok zwierzęcia – na potrzebę postu nazwę tą osobę „bliskim opiekunem”. Podczas wspólnego marszu ze zwierzęciem wokół osoby lonżującej, „bliski opiekun” stopniowo powinien zwiększać odległość od podopiecznego. Powinien oddalać się na chwilę i powracać na miejsce, żeby zwierzę nie odebrało tego ruchu jako próbę pozostawienia go samemu sobie. To zwiększanie odległości i wydłużanie czasu wspólnego marszu przy większej odległości powinno odbywać się bardzo stopniowo z jednoczesnym obserwowaniem reakcji konia na ten ruch. W zależności od reakcji „bliski opiekun” powinien korygować odległość od konia i czas pozostawienia go na trasie koła wokół osoby lonżującej. Powinien przekazywać informacje proszące o pozostanie na dotychczasowej ścieżce. Czasami wystarczy do tego ręka albo krótki bacik skierowany na wewnętrzną końską łopatkę. Całe to ćwiczenie powinno zmierzać do tego, by koński podopieczny zrozumiał, że jeźdźcy proszą go o samodzielne pozostanie na kole. Powinno zmierzać do tego, żeby wierzchowiec zrozumiał, że mimo odległości od opiekuna powinien skupić się na nim, na komunikacji z nim, na pracy pod jego „dyktando” – zrozumiałe „dyktando”.

Zwiększanie odległości od konia podczas wspólnego chodzenia jest znakomitym ćwiczeniem nawet wówczas, gdy zwierzę rozumie już konieczność odejścia od opiekuna i wejścia na koło wokół niego. Takie ćwiczenie chodzenia na odległość długości bata. Można zacząć ćwiczenie od marszu ramię w ramięi stopniowo odchodzić od podopiecznego na większą odległość, prosząc go równocześnie batem do lonżowania, by on nie zmieniał wcześniej wyznaczonego toru marszu. Zwiększając odległość od konia, opiekun nadal powinien „rozmawiać” też z koniem na temat tempa i rytmu marszu. Zwierzę, przy takim prowadzeniu na odcinkach prostych i łukach, nie powinno zwalniać tempa ani go przyspieszać. Tak prowadzony wierzchowiec nie powinien wieszać się na lonży ani zmniejszać odległości dzielącej go od człowieka.

Opisane przeze mnie ćwiczenia dobrze jest też wykonać podczas wspólnego biegania. Takie wspólne bieganie to sprawdzian dla pracującej pary – sprawdzian tego jak partnerzy: człowiek i koń, dogadują się na temat równego rytmu i tempa stawianych kroków.

W kilku moich postach wspominałam, że wierzchowce nie lubią ciasnych przestrzeni. Co ciekawe, ciasną przestrzenią dla koni jest również sytuacja, gdy znajdą się one między dwoma ludźmi. Nawet jeżeli koński podopieczny perfekcyjnie wykonuje ćwiczenia wspólnego z człowiekiem chodzenia i biegania, to te ćwiczenia wykonywane między dwójką ludzi będą rodziły problemy. Na początku zwierzę będzie próbowało wydostać się z ciasnej przestrzeni. Niektóre konie próbują w tym celu przyspieszać i wyprzedzać ludzi, niektóre próbują zostać z tyłu i opierają się sygnałom namawiających do swobodnego i energicznego ruchu w przód. Swobodna praca konia między maszerującym i biegnącymi ludźmi po obu stronach jego kłody, pomoże mu akceptować obejmujące jego kłodę nogi jeźdźca podróżującego na jego grzbiecie. Dzięki takim ćwiczeniom z ziemi młody koń szybko nauczy się rozumieć sygnały przekazywane przez łydki jeźdźca. Szybko nauczy się iść między tymi łydkami, bez napierania na nie i obarczania ich swoim ciężarem.

Olga Drzymała

WESPRZYJ MNIE NA PATRONITE

https://patronite.pl/profil/1045/olga-drzymala